KTO CIĘ DZISIAJ UBRAŁ?

METAMORFOZA ZE STYLE DOCTOR
25 lutego 2015
DZIŚ BĘDĘ Z WAMI SZCZERA (JAK ZAWSZE)
27 lipca 2015

Niby ubieramy się sami, ale czy przypadkiem nie słuchamy się jakiś diabełków siedzących nam na ramieniu?

 

Spotykam na swojej drodze dużo osób, które potrzebują wsparcia w temacie ubierania się – na co dzień, do pracy, na randkę, komunię siostrzenicy i wszelkie inne sytuacje, jakie tylko można sobie wyobrazić. Zakupy i szafy to okazja do odkrywania źródeł naszych wyborów ubraniowych, rozmawiania o tym, dlaczego decydujemy się na zakup i noszenie ubrań jakiegoś typu.

Jako domorosły psycholog pozwoliłam sobie z tych wielu rozmów z klientami wyciągnąć parę wniosków, którymi chcę się dziś z Wami podzielić. Przeczytajcie i pomyślcie: Kto Was dzisiaj ubrał? Opcji jest kilka, choć pewnie nie wyczerpują całego katalogu możliwości.

1) Mama

Wiadomo – mama chce dla nas dobrze. Czy to mama rodzona, czy mama – teściowa, często siedzi w naszej szafie: czy to w postaci prezentów, czy ubrań pożyczonych na jakąś okazję i nigdy nie oddanych. Nasza mama siedzi nie tylko w naszej szafie, ale także w naszej głowie, tam gdzie podejmowane są decyzje o wyglądzie – jej stosunek do wyglądu i ubierania się zakorzeniony jest w postaci wzorca, w który wpatrywałyśmy się jako dziewczynki.

Trudno z tym walczyć! Mama to dla nas często najważniejsza osoba na świecie. Nie chcemy jej urazić. Zastanawiamy się, co powie lub pomyśli o naszym wyglądzie albo ubraniu. Podzielamy jej stosunek do kupowania nowych rzeczy, wydawania na nie określonej kwoty, do noszenia kolorów i poszczególnych fasonów (dopasowanych spodni…dekoltów…wiecie, o co chodzi).

Dawno temu, kiedy przechodziłam swój przegląd szafy, okazało się jak dużo rzeczy kupiła mi moja Mama, najczęściej przypadkowo i w dziwnych miejscach jak osiedlowy bazarek albo supermarket E.Leclerc. Oj tak, tak właśnie było! Te rzeczy leżały sobie w szafie, od czasu do czasu zakładane, ale – niestety – nie wpływały dobrze na mój wizerunek, pomimo najszczerszych chęci mojej rodzicielki.

Jeśli chodzi o ubrania kupione przez nasze Mamy – co mogę powiedzieć po sporym doświadczeniu w przeglądaniu damskich szaf: rzadko są to hity, a tym bardziej tzw. must-have’y. Także zastanówcie się – ile Mamy jest w Waszej szafie?

P.s. zdarzył mi się tez przypadek ubierania przez Tatę – i to nawet nie jeden.

2) Mąż / chłopak – żona / dziewczyna

Słowa zapadają w pamięć, a zwłaszcza słowa, które powie nam bliska osoba na temat naszego wyglądu. Miałam klientkę w rozmiarze 34, która nie chciała kupować dopasowanych spodni, bo mąż jej kiedyś powiedział, że nie wygląda w nich dobrze; w sklepach wybierała same szerokie „namioty” w których – niespodzianka – wyglądała fatalnie. Inna klientka nie mogła nosić butów na obcasach ze względu na chorobę kręgosłupa; mogłaby nosić koturny gdyby nie to, że małżonek uważał je za relikt lat 70tych. Klops, kaplica, do wyboru zostają tylko płaskie buty? Przecież to absurd!

Zdarzało mi się ubierać małżeństwa: na zakupach z żoną wszystko było „za odważne” bo ponoć mąż nie lubił „takich” ubrań (czyli wzorzystych) – a kiedy zapytałam samego zainteresowanego, okazało się, że nie ma nic przeciwko… seria nieporozumień, niedomówień i zaszłości, na które mam jedną radę: zapomnijcie o tym!

Macie ubierać się w zgodzie ze swoim typem sylwetki i kolorystyką. To Wasze ubrania, Wasze ciała i możecie podejmować w stosunku do nich samodzielne decyzje, bazując na swoim guście albo poradach profesjonalisty.

3) Kruki i wrony

Ten punkt dedykowany jest wszystkim „życzliwym” koleżankom i kolegom w pracy. Wiecie – praca to miejsce, gdzie zdarza się stres, rywalizacja, a antypatie są równie częste jak sympatie. Dlatego to nie jest najlepsze miejsce do słuchania opinii o swoim wyglądzie – a najczęściej właśnie tu poznajemy pierwsze recenzje naszych nowych ubrań, dodatków czy fryzury. I znowu anegdota o kliencie – młodym, sympatycznym, fajnie zbudowanym chłopaku, który już na samym początku naszej rozmowy zaznaczył mi, że ma konserwatywne koleżanki w pracy, które z pewnością będą krytykować wszelkie nowe stylizacje, szczególnie te zawierające kolory czy wzory. „TY NIE WIESZ, JAK TAM JEST” powiedział dramatycznym głosem, a ja zastanawiałam się:

Dlaczego tak bardzo dajemy sobie czasem zawrócić w głowie obcym osobom, nawet takim, na którym nam w ogóle nie zależy?

Tutaj już zaczyna się praca nad klientem, uświadamianie mu, że ma prawo wyglądać świetnie bez względu na to, co myślą a ten temat inni.

Kolejny przykład? Szefowa wysokiego szczebla, która na zakupach słuchała opinii…stażystki, dopiero rozpoczynającej pracę w ich firmie. Stażystka uznała bluzkę za „ciotkowatą” – i już pozamiatane. Mój Boże, gdybym ja była stażystką, ostatnim pomysłem, na jaki bym wpadła, byłoby krytykowanie ciuchów mojej szefowej. Dodajmy, że bluzka była świetna, idealna do figury i typu kolorystycznego mojej klientki. I jej samej się bardzo podobała, dopóki „życzliwa” stażystka nie wyraziła swojej opinii. Świat staje czasem na głowie!

p.s. Tak, wiem, zdarzają się wspaniałe, cudowne koleżanki i koledzy z pracy, którzy Was wspierają, są wobec Was szczerzy itp. Pamiętajcie jednak o jednym – niekoniecznie muszą się znać na sylwetce, modzie, kolorach. Jeśli już chcecie kogoś słuchać, wybierzcie osobę, którą sami uważacie za świetnie ubraną, podpatrujcie jej styl, możecie poprosić o opinię – ale pamiętajcie, ich rozwiązania nie muszą być idealne dla Waszej sylwetki i kolorystyki!

4) Polscy projektanci

Wybaczcie mi wszyscy kreatywni i doskonali w swoim fachu Twórcy Mody. Zalew dzianiny dresowej i oversize’owych tunik, przez jaki przedzieram się na przeglądach szaf, doprowadza mnie czasem do furii. . Na prawie każdej szafie słyszę takie zdanie „A to jest mój ulubiony worek, który mi na pewno wyrzucisz” – no cóż! Nie, dres to nie jest tkanina dla każdej sylwetki i na każdą okazję. Nie, luźna bluza to nie jest fason dla każdego. A Wy kochani klienci nie dawajcie sobie tego wciskać w imię bycia na czasie.

5) Mądre czasopisma

Zdarzają się sensowne porady w kolorowej prasie, ale wszystkie – te mało sensowne – również – obarczone są jednym podstawowym błędem: ogólnikowością. Gdybyśmy wszyscy wyglądali jak odlani z jednego kawałka metalu wg wzorca z Sevres – tak, wówczas porady w czasopismach miałyby sens. Ale tak nie jest i dlatego lepiej nie robić zakupów uzbrajając się w wycinki z tematu numeru – „10 sposobów na ukrycie bioder”. Może się bowiem okazać, że ukryjemy się tak skutecznie, że nikt nas już nigdy nie znajdzie…

p.s. Po tym, jak ostatnio minęłam na schodach Galerii Mokotów naczelną stylistkę TVP (i RP), radziłabym też uważać na porady w telewizji – na szczęście, występują tam różni styliści, sensowni także

I jak tu żyć, Panie Prezydencie?

Nie chodziło mi o to, aby roztoczyć przed Wami wizję świata, w którym nikomu nie można zaufać i zapytać o opinię o naszym stroju. Przede wszystkim proszę: dajcie głos SOBIE. Jeśli zupełnie nie czujecie „bluesa” zapytajcie profesjonalisty. Ale pamiętajcie, żeby nie dawać innym, często przypadkowym osobom pełnej decyzyjności w sprawie swojego wyglądu!