Lampart na macierzyńskim, czyli historia o przetrwaniu
2 sierpnia 2018Współczesne żony ze Stepford
19 sierpnia 2019Niedawno poznałam nowe słowo: gasidło. Gasidło do świec. Metalowy przedmiot o kształcie stożka, który nakłada się na otwarty płomień świecy, aby ją zgasić i zapobiec rozprzestrzenieniu się dymu naokoło.
Lubię takie staromodne słowa, bo mają piękną melodię, mocny wydźwięk, a także – potencjał do reinterpretacji.
Gasidło to idealne słowo na określenie kogoś, kto gasi nasz wewnętrzny blask (zrobiło się górnolotnie, co?). Krytykując nas, zniechęcając do zmian, podkopując naszą pewność siebie. Nie zawsze intencjonalnie! Czasem po prostu dlatego, że taka osoba sama jest przyzwyczajona do podobnego traktowania i nie umie inaczej.
OK, a teraz odwróćmy role, bo ten tekst nie miał być poklepywaniem po plecach w stylu: „Tak, jeśli masz taką osobę w Twoim otoczeniu, to na pewno jest Ci trudno” (w co nie wątpię!) i: „Nie powinnaś / nie powinieneś się przejmować taką krytyką” (co jest prawdą!).
Zachęcam, zwróćmy uwagę na swoje zachowania wobec osób najbliższych i tych „dalszych”. Czy coś, co wydaje nam się nieszkodliwym żartem, mówieniem „z czułością” o wadach, albo tak bardzo potrzebną „szczerą opinią”, jest drugiej osobie rzeczywiście niezbędne?
Bo może się zdarzyć tak, że nasza opinia, powiedzonko, żarcik czy komentarz zapadną komuś głęboko w pamięć i będą takim gasidłem. Powodem, dla którego dziewczyna nie odważy się założyć sukienki krótszej niż za kolano, albo będzie nosić zbyt luźne ciuchy, żeby ukryć wszystkie „mankamenty”. Takich historii mogłabym przytoczyć kilkadziesiąt – usłyszałam je bezpośrednio od klientek i klientów.
Na co dzień pracując z kobietami i mężczyznami, uświadamiając im, jakie atuty posiadają, jaki potencjał w nich tkwi, jeśli tylko polubią siebie, doszłam już do punktu, w którym:
– nie oceniam czyjegoś wyglądu, stylu itp., dopóki ten ktoś nie zapyta mnie wprost o zdanie,
– jestem fanką ludzkiej różnorodności i piękna, jakie z niej wynika, więc „jaram się” każdą osobą, która do mnie trafi, i z którą mam przyjemność pracować,
– patrzę na ludzi i widzę potencjał, nie przeszkody J
Kompleksy, fałszywe przekonania o własnych wadach, utarte „bezpieczne” ubraniowe schematy, w których pętlę wpadamy, bo brak nam pewności siebie… to one robią największe spustoszenia w naszych szafach, a dla mnie są największą przeszkodą w pracy z klientami. Nie sylwetka, uroda czy budżet. Najwięcej czasu i energii zabiera mi często posprzątanie głowy klienta z tych „gasideł”.
Ostatnio Ania, z którą robiłam zakupy, przymierzała zaproponowany zestaw i powiedziała tak:
– Podoba mi się, jak w tym wyglądam, ale jak już wrócę do domu i Ciebie nie będzie obok, to na pewno nie będę miała odwagi, żeby to założyć.
To właśnie tak działa. A może w domu czeka jakieś gasidło, które tę odwagę Ani zabierze.
Nie bądźmy gasidłami. Ja sama też będę się pilnować, obiecuję!
Bo jak pisze Asz Dziennik (znacie, mam nadzieję???)
„Kto z nas jest bez winy, niech pierwszy rzuci mandarynką” !